czwartek, 3 lipca 2014

chapter #1 part two

Justin's POV

- Co mam zrobić by móc się z nią zobaczyć? 

Odpowiedź oficera była dla mnie szokująca. Może to Skylar zabroniła wpuszczać do siebie kogokolwiek? Włącznie ze mną?...

- Jej prawnik zakazał jej wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym.

Czy ta odpowiedź mnie satysfakcjonowała? W końcu to znaczyło, że to nie ona chciała odepchnąć od siebie każdego, w tym i mnie.

- Czyli on ma wpływ na to, z kim ona się widuje?

- Powiedzmy. Skylar nie skończyła jeszcze 18 urodzin, więc to jej rodzice mają wpływy na decyzje prawnika, ale oni nie chcieli się z nim kontaktować, z nami również, więc można powiedzieć że sytuacja jest ciężka. Skylar nie ma żadnej bliższej rodziny, która mogłaby za nią odpowiadać?

Tommo.

- Ja... chyba nie powinienem, ale to dla jej dobra. Skylar ma brata, mieszka w Londynie, ale nie odzywa się do niej zbyt często. Nie wiem o nim zbyt wiele.

Skłamałem. Wiem o nim aż za dużo.

- Dzięki Justin, to pomocna informacja. Sądzisz, że on podejmie się opieki nad Skylar w ciągu śledztwa i procesu?

- Nie znam go, nie wiem jakie są między nimi kontakty.

Przestań kłamać. Zamknij się! 

- No dobrze... Powiedziałem ci tyle ile mogłem. Ta rozmowa ma zostać między nami, rozumiemy się?

Wyraz twarzy oficera Hamiltona zmienił się na poważny, miałem wrażenie, że jego brązowe oczy stały się czarne. Przytaknąłem i uścisnąłem mu dłoń, krótka wymiana zdań pożegnalnych i po chwili nie było mnie w budynku. Kazał mi wracać do szkoły.

~*~

nobody's POV

Szkolne boisko pomimo ciepła bijącego od słońca nie było przepełnione uczniami. Większość osób została w szkole, ponieważ Justin wraz z kolegami wyszli. Znów miał atak szału. Tylko odważni wychodzili z budynku, a i tak mijali go szerokim łukiem.

- Bieber znów nie radzi sobie z agresją? Ah, no tak, przecież jego panna jest w pudle. Co, Justin, Skylar nas też pozabija? 

Kpiący głos jednego chłopaka z drużyny bejsbolowej zaczął drażnić uszy Justina. Śmiechy i gwizdy rozprzestrzeniły się, przez co większa ilość osób opuściła szkołę, chcąc lepiej widzieć nadchodzącą aferę. 

- Stary, odpuść sobie. 

Tyson wstawił się przed Justina, jednak ten odepchnął go i podszedł bliżej chłopaka, chwytając go za materiał koszulki.

- Co powiedziałeś?

Ochrypły szept wydobył się z gardła Biebera. Jego oczy pociemniały, oddech był nierówny. Chłopak o imieniu Jasper nagle przestał się uśmiechać. Odwaga uleciała z jego ciała niczym para.

- Powtórz, śmieciu, co powiedziałeś.

Jasper nie odważył się mrugnąć okiem. Adrenalina wpłynęła w jego żyły i choć nie wiedział co się z nim stanie, postanowił powtórzyć.

- Nas też zabije twoja panna? Huh?

Jego głos brzmiał bardzo poważnie, przestał czuć strach. Zaczął śmiać się Justinowi prosto w oczy. Wtedy coś pękło w zdenerwowanym chłopaku. Odepchnął Jaspera po czym rzucił się na niego z pięściami. Każdy cios był wymierzony precyzyjnie, by zadać wrogowi jak najwięcej bólu. Czerwona ciecz zaczęła wypływać z jego łuku brwiowego i nosa, ale Justin nie przejął się. Wstał i zaczął kopać leżącego chłopaka.

- Nigdy więcej nie wypowiesz ani słowa na temat mojej dziewczyny, rozumiesz, kurwo?

Przestał na moment bić chłopaka, by móc usłyszeć odpowiedź.

- PYTAM SIĘ, CZY ZROZUMIAŁEŚ!

Krzyk odbił się od uszu każdego z przebywających w pobliżu osób. Z ust Jaspera wydobyło się ciche mamrotanie, co Justin uznał za odpowiedź potwierdzającą. Rękawem bluzy wytarł krew Jaspera z rąk i odszedł z powrotem do swoich kolegów.

- Zmywam się stąd, nie wysiedzę tu bez niej.

Mruknął do swojej paczki, po czym chwycił plecak i założył go na swoje ramiona. Zgrabnie przeskoczył bramę oddzielającą teren szkoły od reszty świata i zaczął podążać w kierunku znanym tylko dla niego.

Justin's POV

Odpaliłem papierosa i pozwoliłem truciźnie rozpłynąć się po moim ciele. Przyjemne drapanie w gardło zaczęło uspokajać moje nerwy po incydencie, jaki zaszedł przed chwilą. Mimo, że Skylar błagała mnie bym nie palił, nie dałem sobie rady z rzuceniem. Wytrzymałem miesiąc, ale później pogorszyło się w szkole i w domu, musiałem znowu do tego wrócić, ale tym razem w tajemnicy przed Sky. 

Droga zatłoczonymi ulicami zdawała się nie kończyć. Zobaczyłem cel swojej wędrówki po czasie, który wydawał mi się zdecydowanie za długi. Most, pod którym Skylar powiedziała mi, że od dziecka mając problemy chodziła tu, by móc spokojnie odpocząć i ukoić się dźwiękami rzeki. Usiadłem pod filarem, który stał najbliżej wody i oparłem się o niego. 

Przecież Skylar też pali. Dlaczego mi zabrania? Ona jest dziwna. Momentami nie potrafię wyczuć o co jej chodzi, dlaczego coś robi i mówi. Jest zupełnym przeciwieństwem mnie. Jestem dla niej jak otwarta księga, nawet kiedy się obrażę potrafię odpowiedzieć za co i dlaczego. Ona jest inna. Kiedy nie ma ochoty rozmawiać, po prostu nie odpowiada. Słucha, nie ignoruje, ale nic nie mówi. Zabrania mi rzeczy, które sama robi, tylko dla tego że o mnie martwi się najbardziej, tak jak ja o nią. Bywa upierdliwa i wredna, dokucza mi całymi dniami, ale później zamienia się w aniołka i potrafiłbym ją schować na ten czas w szafie by nikt poza mną nie mógł jej widzieć tak uroczej. Zachowuje się jak małe dziecko, śpi z włączoną lampką bo boi się ciemności. Zawsze śpi pod ścianą, a obok siebie ma stertę poduszek i koców, bo myśli że potwory w nocy przyjdą ją zjeść. Czasami sam nie mogę uwierzyć, że jest aż tak dziecinna. Więzienie to nie jest jej miejsce. Tam może zatracić się cała jej urocza aura, stanie się kobietą. Może nawet bardziej niż tego oczekuję. Wiem, że nie zawsze będzie moją małą dziewczynką, ale to nie jest czas, żeby dorastała.

Wracając do domu nie mogłem poradzić sobie z natłokiem myśli, tak bardzo bałem się o Skylar. Nie rozmawiając z nią nie mogę zrobić nic, nie wiem jak jej pomóc. Jej prawnik jest szalony, jeśli myśli, że jej nie zobaczę. Właśnie, prawnik. Jest problemem. Czy on w ogóle może zabronić jej spotkać ze światem zewnętrznym? Chory zawód. 

~*~

Nie poszedłem do domu. Chciałem iść do Skylar, więc wróciłem już drugi raz tego dnia pod budynek policji. Miałem nadzieję na więcej informacji niż dotychczas, chociaż i tak byłem pewny że zmarnuję czas. Wchodząc zauważyłem oficera prowadzącego sprawę Sky rozmawiającego z jakimś mężczyzną. Po chwili oficer zauważył i mnie, mówiąc coś zapewne o mnie do swojego rozmówcy. Podeszli do mnie i przywitali się.

- Nazywam się Chris Finnick. Reprezentuję i bronię Skylar przed zarzutami. - ciepły uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy wyciągał dłoń w moim kierunku.

- Justin Bieber. Jestem jej chłopakiem. - uścisnąłem i potrząsnąłem jego dłonią gdy odpowiadałem.

- Wiem, że pewnie nie zadowolił pana fakt, że zabroniłem Skylar kontaktować się z ludźmi. Otóż to nie jest zbyt dobre dla niej, kiedy nie ma opiekuna jako rodziców, a jej brat jeszcze nam nie odpowiedział. Sądzę, że wtedy on zadecyduje o wizytach, ale póki go nie ma, nie mogę pomóc. Jestem tutaj by bronić Skylar i chcę dobrze dla sprawy.

Zaczął wyjaśniać, pewnie domyślając się jak bardzo jestem ciekaw, dlaczego nie mogę widzieć własnej dziewczyny. Oficer odszedł od nas, byśmy mogli porozmawiać sami.

- Skylar prosiła, by to pan był jej opiekunem podczas sprawy, ale od dawna nie było takiej potrzeby i nie wiem czy przepisy się nie zmieniły.

Nie widziałem siebie, ale byłem pewien, że moje oczy zabłysnęły. Chciała bym się nią opiekował, podczas gdy ona nie może.

- Niech pan się dowie, czy jest taka możliwość i skontaktuje się ze mną. Jeśli to możliwe to niepotrzebnie by zawracać głowę Tommo. To znaczy Tomasowi.

Późniejsza rozmowa toczyła się jedynie o datach rozpraw, potoku śledztwa i planie obrony Sky. Prawnik mówił, choć ja nie słuchałem. Chciałem wiedzieć co robi Sky, jak się czuje. Niepotrzebna mi była do szczęścia wiedza o Chazie, mimo że nie żył i tak był dla mnie śmieciem. Sam chętnie bym go zabił, zazdroszczę szczęściarzowi który to zrobił.

- Dobrze, Justin. Jeszcze dzisiaj dam ci znać, czy możesz być opiekunem Skylar. Sądzę, że nic się nie zmieniło ale nie chcę dawać ci fałszywych informacji. Póki co, sądzę że możesz iść do domu.

Podałem mu swój numer telefonu, podziękowałem za rozmowę i wyszedłem. Droga do domu była monotonna i nudna. Były godziny szczytu, ulice były zapełnione samochodami i autobusami, które były obrzydliwie wypełnione, co pozwoliło mi przypomnieć sobie, dlaczego wolałem przemieszczać się pieszo lub samochodem.

- Wróciłem - poinformowałem domowników, po czym rzuciłem się na lodówkę. Cały dzień byłem zbyt zajęty by cokolwiek zjeść. Zwykle o tej porze to Skylar robiła mi kanapki choć zawsze wolałem robić to sam, bo ona była zmęczona tak samo jak ja. Zadowoliłem się chlebem z masłem i pomidorem, po czym postanowiłem iść do swojego pokoju.

- Justin - mama stanęła w przejściu, tak że nie mogłem jej minąć mimo sporej ochoty.

- Ta? - oczekiwałem, opierając się o ścianę.

- Dzwonili ze szkoły. - nie dokończyła, dając mi samemu dojść do tego, co jej powiedzieli. - Miałeś się zmienić. Mówiłeś, że nie potrzebujesz pomocy.

- Bo nie potrzebuję. - warknąłem na nią - Dwa lata to mało? Żadnych problemów. Raz wybuchnąłem. Wielkie mi rzeczy. - zadrwiłem z jej powagi, próbując dłonią odsunąć ją z przejścia, ale ona ani drgnęła.

- Justin, właśnie dlatego tutaj stoję. Tyle czasu było spokojnie, coś musiało się wydarzyć. Powiesz mi co?

- Nic, kurwa, daj mi spokój.

- Słownictwo, Justin. Wolisz pogadać z tatą, czy jak? Nie rozumiem. - zaczęła mówić, próbując mi zagrozić. Wiem, że ojciec na jej miejscu nie próbowałby rozmawiać, tylko spakowałby mnie i wywalił z domu. Pewnie bym oberwał.

- Nie. Chcę. Z. Nikim. Gadać. Zapomnij o tym, dobra? To się nie powtórzy. Obiecuję.

Minąłem ją, nie czekając na dalsze pytania. Czy rodzice nie mogą czasami odpuścić, tylko będą pieprzyć póki nie dasz im do zrozumienia, że masz dość tego dnia?

Otworzyłem drzwi nogą, rzuciłem plecak koło biurka a sam położyłem się na łóżku. Mój pokój nie był mały. Wchodząc, łóżko było po lewej stronie, obok niego biurko i drzwi do łazienki. Naprzeciw były dwa duże okna oraz okno balkonowe, a po prawej biała szafa i wiszący na ścianie telewizor. Ściany były ciemnofioletowe, ale większość z nich zakryły plakaty koszykarzy i hokeistów. Nawet lubię ten pokój, dużo się w nim wydarzyło.

Patrzyłem na sufit, nie widząc w tym konkretnego celu. Wciąż miałem w głowie obraz Skylar w pomarańczowym, więziennym kostiumie za kratami. Boi się potworów i ciemności, więc leży skulona na twardej pryczy zwanej tam łóżkiem. Wolałbym tam być zamiast niej, bo ja bym sobie poradził. Byłem już kilka razy za kratkami, ale zazwyczaj na kilka dni, bo zawsze moi kumple mnie jakoś wyciągali. Najdłużej siedziałem pół roku, ale wyszedłem za widoczną poprawę i dobre sprawowanie. Od tamtej pory minęły dwa lata i także od tamtej pory zmieniłem się całkowicie. Zmieniłem szkołę, poznałem Skylar. Jest moim lekiem na agresję, dzięki niej wytrzymałem tyle czasu bez jakiegokolwiek psychologa czy tabletek. Dzień, w którym ją poznałem jest moim błogosławieństwem.

Butelka wskazała na dziewczynę, co mnie uratowało. Jasne, długie blond włosy opadały na jej ramiona, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, a pulchne różowe usta prosiły, by je pocałować. Większość grających zaczęła gwizdać i krzyczeć, więc pobudzony ich reakcją wstałem z siadu tureckiego i chwyciłem ją za rękę. Wstała zgrabnie i poszła za mną w dobrze znanym nam kierunku. Szafa. Najgłupsze miejsce na świecie, ale na każdej imprezie w tym domu to jedyne miejsce dla przegranych przy grze w butelkę. 

- Nie bój się. - szepnąłem gdy zamknęła za sobą zasuwane drzwi szafy.


- Nie boję ciebie. - warknęła na co uchyliłem oczy nieco szerzej. Nie wygląda na odważną.


- Nie mówię tu o mnie. Chodziło mi raczej o ogół.


- Eh, miejmy to już za sobą, okej? Nie mam zamiaru siedzieć w jakiejś klitce z takim palantem jak ty.


- Palantem? Znasz mnie, żeby móc mnie w ten sposób ocenić?


- Widzę cię codziennie w szkole. Cieszysz się z tego, że ludzie się ciebie boją. Jak socjopata. Widzę, jak reagujesz gdy mijają cię szerokim łukiem. Uśmiechasz się. To chore.


- Lubię być samotny, to czyni mnie palantem?


- Masz znajomych takich samych jak ty. Też się cieszą, ale oni są gorsi.


- Jacy są moi znajomi?


- Lubią, kiedy inni się ich boją. Ty też.


- A ty? Boisz się nas? Boisz się mnie?


- Nie.


Jej palące, niebieskie tęczówki wypalały we mnie dziurę. Chyba nikt nigdy nie odważył się prosto w moje oczy powiedzieć mi tyle słów, za które byłbym w stanie zabić jeszcze miesiąc temu. Ona za to powiedziała mi je z łatwością, z jaką codziennie kroję bułkę. I miesiąc temu zabiłbym, ale teraz chwyciłem jej podbródek i pocałowałem ją mocno, przyciskając do siebie. Przez chwilę oddawała pocałunek, ale po kilku sekundach wybiegła z szafy a także z pokoju. 


Przez kilka dni nie było jej w szkole. Dopiero po tygodniu zebrałem w sobie podejrzenia i poszedłem spytać o nią jej znajomych. Dowiedziałem się, że jest chora i wyszedłem na psychopatę. Ledwo ją znam, a o nią wypytuję. Gdy przyszła do szkoły, omijała mnie jak wszyscy, ale z innego niż oni powodu. Wstydziła się tego, że pocałowała kogoś jak ja. Czułem to i bolało, bo wiedziałem, że jest inna. Po miesiącu chyba przyzwyczaiła się do tego, bo nie mijała mnie, tylko przechodziła obok jakby mnie nie znała.


Na wspólnym wf-ie jej nie było. Martwiłem się, bo wcześniej widziałem ją przed salą, więc postanowiłem sprawdzić co z nią. Przed szatnią dziewczyn usłyszałem krzyki.


- Nie zbliżaj się do Chaza, dziwko, rozumiesz?! 


Ten głos, znałem go. To dziewczyna z jej klasy. Od razu wszedłem do ich szatni. Zastałem pięć dziewczyn, trzy z nich stały i trzymały blondynkę, a ta, której głos słyszałem biła Skylar po brzuchu i twarzy.


- Kurwa.. - przyklnąłem - puść ją.


- Co..? Ty tutaj... - dziewczyna próbowała jakoś się bronić, ale wszystkie cztery wyrzuciłem z szatni prawie siłą. Dopiero później zorientowałem się, że Skylar jest w samej bieliźnie.

- Wszystko w porządku, Sky? - ściągnąłem bluzkę i otuliłem nią dziewczynę. Chwyciłem jej ramiona pocierając je i patrzyłem w jej rozkojarzone oczy.


Odwiozłem ją do mojego domu, zaparzyłem kakao i porozmawialiśmy. Ona okazała się taka, jak o niej myślałem. Kiedy poznała mnie bliżej, przeprosiła za powierzchowne ocenienie, chociaż nigdy tak naprawdę nie miałem jej tego za złe.




--------------------------------------
Ta dam, mamy drugą część. Jakie macie wrażenia? Osobiście ten rozdział nie był tak miły jak poprzedni i nie pisał się jak masło ;_; Ale jest ok, mam nadzieję. Proszę o komentarze, bo bardzo motywują do dalszego pisania! ^^
@skylarshawnx



niedziela, 15 czerwca 2014

chapter #1 part one

NOTKA POD ROZDZIAŁEM, PRZECZYTAJCIE PROSZĘ :)

----------------------------------------

Justin's POV

- Mała? - spytałem cicho, bojąc się o reakcję na dobór słowa. Ale ona nie spojrzała zdziwiona, zła, zamurowana. Stała czekając na dalsze słowa.

- Skylar... ja chyba coś do ciebie czuję, wiesz? Od dawna. Boję się, że on znowu się pojawi, że będzie chciał cię skrzywdzić, zabrać ze sobą ode mnie a ja nie będę mógł nic zrobić... Nic, bo nie wiem czy będziesz chciała mojej reakcji. Nie wiem co jest między nami od tamtego dnia. Ciągle widzę jak on na ciebie patrzy, trzyma cię a ty każesz mi po prostu odejść. Bałem się spytać, ale nie mogę cały czas się zastanawiać, to wykańcza moje myśli... Skylar, słuchasz mnie?


Ona nawet na mnie nie patrzyła. Jej jasne blond włosy ułożyły się na jej opuszczonej w dół twarzy, zasłaniając mi jej wyraz. Kciukiem podniosłem jej głowę, ale to co zobaczyłem mnie przeraziło. Płakała. Zraniłem ją? Ja tylko chciałem poznać wreszcie tą jebaną prawdę. Chyba mam prawo, tak? Zasłużyłem na nią.


- Skylar, jeśli coś zrobiłem źle... - jej zimne ramiona otuliły mnie, dając mi zakaz na kontynuowanie.


- Shh, Justin. Jest dobrze, spójrz. - posłała mi kojący uśmiech, myśląc że nie będę domagał się wytłumaczenia na jej płacz.


- Sky, czemu płaczesz? Uznałem, że to odpowiedni moment, bym dowiedział się wreszcie prawdy. Mam tyle pytań w głowie, rozumiesz to? Tylko ty możesz na nie odpowiedzieć.


- Ja też cię kocham, Justin. - wtulając twarz w moją klatkę piersiową znów zaczęła szlochać, nie przejmując się że właśnie wyznała mi coś, czego nie mówiła nawet własnej rodzinie. Stałem sztywno, nie mogąc dać sobie wytłumaczyć dlaczego. To takie oczywiste, że nie płacze przez swoje wyznanie. Ona ma gdzieś te oficjalne i uroczyste mówienie sobie takich słów. Dlaczego, Sky?


Ulice Princeton są dzisiaj wyjątkowo puste, jak na poniedziałek i godzinę ósmą. Spacer w stronę szkoły o tej porze nie jest przyjemny, kiedy klaksony i krzyki zapewne spóźnionych do pracy kierowców otulają całe otoczenie. Princeton nie jest dużym miastem, ale wiele osób z pobliskich o wiele mniejszych miejscowości w okolicy tu pracuje. Ostatnimi laty zbudowano tu wiele sklepów, nawet galerię, jakby na siłę starając się zrobić z małego miasta metropolię. Mimo to, cieszę się. Od niedawna dostrzegłem, jak ciekawie można spędzać tutaj czas. Zbudowano nie tylko osiedlowe sklepiki w kamienicach, ale także basen i dwa skateparki.

Skylar bardzo się cieszyła. Kocha jeździć na desce. To dziwne, tutaj zwykle na deskorolce jeżdżą młodsi ode mnie chłopcy, a nie dziewczyny, ale ona ma to gdzieś. Kiedy widzi się ją z deską pod stopami, można zobaczyć jak bardzo lubi to robić.

Wchodząc do szkoły w słuchawkach rozbrzmiewało moje ulubione Rap God Eminema. Rozejrzałem się ściągając z nosa przeciwsłoneczne okulary, upewniając się, czy aby na pewno nie przeoczyłem gdzieś Sky, ale jak na złość nie było jej w żadnym miejscu. Zwykle o tej porze czekała na mnie przy mojej szafce czy na schodach prowadzących do biblioteki. Zdecydowałem poszukać jej gdy odniosłem książki do szafki, biorąc plecak z samym zeszytem na pierwszą lekcję.

Idąc korytarzem wzrok większości był skupiony na mnie, jednak ja skupiałem się na znalezieniu mojej dziewczyny. Przeszedłem całą szkołę i byłem niemal pewny, że jej nie ma. Dziwne, nie mówiła mi nic wczoraj, że źle się czuje, więc nie może być chora. Nigdy nie opuszczała lekcji bez powodu, bardzo chciała dostać świadectwo z wysoką średnią, by później móc zdecydować o dobrej szkole. Szepty na mój temat w szkolnej stołówce spotęgowały tylko mój gniew.

- Co jest, kurwa?! Patrz w talerz a nie na mnie, frajerze. - wydarłem się na pierwszaka i od razu spuściłem z siebie trochę nerwów. Przestraszony od razu skierował wzrok w jedzenie, tak jak i reszta uczniów. Nauczyciele byli w stosunku do mnie mili i przychylni, mimo że miewałem swoje wybuchy, często przymykali oko na moje agresywne zachowanie, bo nigdy tak naprawdę nie narobiłem żadnych większych szkód. Wiedzieli z poprzedniej szkoły, że mam problemy z agresją, dyrektorka proponowała mi wizyty u szkolnego psychologa dwa razy w tygodniu, ale odmówiłem i zapewniłem ją, że sam daję sobie z tym radę. Usiadłem na parapecie w holu, wpatrując się we wchodzące do szkoły dzieciaki, mając nadzieję na zobaczenie w ich tłumie Skylar, ale nie przychodziła. Nagle poczułem klapnięcie dłoni na moim ramieniu. Odwracając głowę dostrzegłem, że to Tyson, mój kumpel z poprzedniej szkoły, razem ze mną się tu przeniósł żebym nie był sam.

- Stary, przykro mi, dowiedziałem się dzisiaj i myślałem, że coś rozpierdolę, kumasz? Ale nie martw się, coś wymyślimy.

- O co ci chodzi, kurwa? Cały czas ktoś się na mnie gapi i coś gada, zapomniałem ubrać spodni, czy jak? - zażartowałem bez humoru.

- Justin, ty nic nie wiesz? - spytał opierając się ręką o parapet, na którym siedziałem. Świetnie, on też będzie owijał w bawełnę?

- A o czym, do kurwy nędzy, powinienem wiedzieć? - zacisnąłem pięści, czując, że moje knykcie bieleją.

- Dzisiaj w nocy aresztowali Skylar pod zarzutem morderstwa. Chaz nie żyje. - patrzył na mnie, a ja na niego. Czy to jakiś nie śmieszny żart?

- Co?! Moją Skylar?! Człowieku, to nie jest zabawne! - wydarłem się, czując że krew w moich żyłach zrobiła się niebezpiecznie ciepła.

- Justin, ja nie żartuję. Całe jej osiedle było zawalone policją, wypytywali wszystkich o wszystko, widziałem na własne oczy jak ją zabierali.

Nieświadomie uderzyłem ręką w swoją szafkę. Zacisnąłem mocno szczękę, marząc by dziś był pierwszy kwietnia. Ona? Podejrzana o morderstwo? Przecież to mnie podejrzewali, szukali dowodów, a ja dałem im potwierdzone alibi. Ale ona? Moja Skylar. Pewnie jest przerażona. Muszę ją znaleźć.

nobody's POV

Justin niespokojnie przemierzał ulice miasta, by dostać się na komisariat. Szedł szybkim krokiem, by móc zobaczyć swoją dziewczynę jak najprędzej. Kiedy tylko pomiędzy drzewami zobaczył średniej wielkości szary budynek, zaczął niekontrolowanie biec. Minął tablicę oznajmiającą, że wkroczył na teren Komisariatu w zespole miejskim Trenton, choć nie przyłożył do tego zbyt wielkiej wagi. Wbiegł po schodach i wszedł do budynku. Podszedł do niskiej kobiety z farbowanymi białymi włosami, prosząc ją o pomoc.

- Skylar Shawn... gdzie ona jest? - wydyszał, zmęczony przebiegnięciem dość długiego dystansu.

- Nie mogę udzielać informacji, proszę pana. - stanowczy głos kobiety rozniósł się echem w cichym pomieszczeniu.

- To moja dziewczyna, ona jest podejrzana o coś, czego nie mogła zrobić! - wykrzyczał na jednym tchu, patrząc w oczy policjantki.

- Kiedy policja zabiera kogoś do tego miejsca, nie robi tego przypadkowo, proszę pana. Nie wolno mi mówić nic na temat panny Shawn, ponieważ prowadzone jest dochodzenie. Radziłabym raczej porozmawiać z oficerem Hamiltonem, prowadzi sprawę pańskiej dziewczyny i on może panu powiedzieć więcej niż ja.

Poinstruowała go, jednak do niego nic nie docierało. Dopiero po kilku minutach poprosił ją o szklankę wody, by mógł ochłonąć. Gdy ją wypił, kobieta nadal przy nim stała, jakby bała się, że chłopak narozrabia.

- Wie pani kiedy będę mógł porozmawiać z oficerem?

- Wiem tyle, że oficer jest teraz w terenie na patrolu, ale powinien być tutaj przed 11.

Kiwnął głową, na znak że rozumie. Postanowił poczekać na niego i wydobyć jakiekolwiek informacje na temat swojej dziewczyny. Przez dwie godziny kręcił się po komisariacie, oglądając dyplomy za różne akcje ratunkowe oraz podziękowania za pomoc. Ten komisariat nie był taki, na jakie Justin zwykle trafiał. Był dosyć przyjazny, o ile tak można nazwać takie miejsce. Komisarze rozmawiali ze sobą, śmiali się i uśmiechali przechodząc obok siebie. Tam, gdzie chłopak przebywał za liczne rozboje w poprzednim mieście, nie było tak kolorowo. Szare ściany przekładane przy podłodze czarnymi i białymi płytkami. Pracownicy chodzili z miną, jakby właśnie ktoś zabił im kogoś bliskiego i mieli sadystyczną radość, kiedy mogli zamknąć kogoś, kto był kompletnie niewinny. Socjopaci - tak mówili o nich mieszkańcy poprzedniego miejsca zamieszkania Justina.

Równo o 11 dostrzegł grupkę policjantów wchodzących do budynku. Od razu stanął na nogi, idąc w ich kierunku.

- Przepraszam, mógłbym porozmawiać z oficerem Hamiltonem?

Podrapał się po głowie, zastanawiając, który to z nich. Dwóch wyglądało dosyć groźnie, modlił się w duchu by to nie byli oni. Jednak na przeciw wyszedł mu mężczyzna jego wzrostu, lecz widocznie starszy. Miał kilka siwych włosów, przynajmniej tygodniowy zarost i był umięśniony, ale to Justin wyglądał na silniejszego.

- Słucham chłopcze, o co chodzi?

Głos oficera był miły, widać było że zaintrygowało go oczekiwanie dziewiętnastoletniego chłopaka specjalnie na niego.

- Ekhm.. nazywam się Justin Bieber. Ponoć moja dziewczyna trafiła tutaj w nocy podejrzana o morderstwo. Skylar Shawn. Chciałbym dowiedzieć się tyle, ile będzie pan w stanie mi powiedzieć.

Pewny siebie głos Justina rozbiegł się po pomieszczeniu. Oficer poprosił by przygotowano kawę jemu oraz ich gościowi i zaproponował im przejście do jego gabinetu. Usiedli przy stole, po chwili przyniesiono im kawę.

- Więc to pan jest Justin. Skylar uprzedziła nas, że z pewnością pan przyjdzie. Zanim coś zacznę mówić, chciałbym poprosić o dyskrecję, ponieważ śledztwo nie zostało zakończone i wciąż jest w toku.

Justin kiwnął głową w zrozumieniu i czekał, aż oficer zacznie mówić.

- Skylar została posądzona o zabójstwo Chaza Melarcka. Był jej byłym chłopakiem i z tego co nam doniesiono, nękał ją. Wie pan, że pana również posądzono, ale miał pan wiarygodne i potwierdzone alibi, natomiast panna Shawn go nie ma. Miała motyw.

Justin siedział w szoku. Wciąż nie wierzył, że jego mała księżniczka jest w więzieniu.

- Będę mógł się z nią zobaczyć?

Spytał, gdy oficer zakończył objaśnianie powodu, z którego aresztowano Skylar.

- Może być z tym problem, panie Bieber.

-------------------------------------------------
Cześć! No to jest pierwszy rozdział, całkiem miło mi się go pisało i uważam że wyszedł nieźle. Mam prośbę - jeśli któraś z dziewczyn która posiada większe grono czytelniczek udostępniła mojego bloga, byłabym ogromnie wdzięczna :) Pozdrawiam, @skylarshawnx 

niedziela, 8 czerwca 2014

prolog

 nobody's POV*

  Głuchy szelest liści rozchodził się po lesie. Ciemność opanowała każdy najmniejszy skrawek tego miejsca. Bał się, bał, słyszał kroki i powolne oddechy. Jego myśli zaprzątały plany ewakuacji, każdy skazany na niepowodzenie. Pierwszy raz w życiu nie chciał umierać - chciał żyć. Chciał zamknąć oczy i przenieść się do bezpiecznego miejsca, ale wiedział, że to niemożliwe. Cofał się, każdy jego krok był wykonany starannie i cicho, spłycił swój oddech. Przeszedł długą drogę w tył, po jakimś czasie zamknął się w swoim umyśle. Skulił się na liściach i zaczął płakać. Słyszał coraz wyraźniejsze dźwięki. Oddech, krok, krok, krok. Patrzył w niebo i błagał, by jakikolwiek z istniejących bogów mu pomógł. Poczuł mokre ścieżki na swoich policzkach, jego oczy były pełne żalu do samego siebie. Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał tej chwili, a teraz gdy nadeszła, błagał by nie nastąpiła. Był młody, mógł wszystko naprawić. Głosy w jego głowie nie dawały mu odetchnąć, przez nie zaczął szlochać. Jego alter ego wyrzucało mu wszystkie popełnione błędy. Z każdą sekundą coraz trudniej było mu złapać oddech. To co usłyszał zmroziło jego zmysł. 
- Tutaj jest. - usłyszał, choć jego podświadomość mówiła mu, że napastnik był tylko jeden. Strzał prosto w jego pulsującą tętnicę zakończył jego wyrzuty do samego siebie.

*POV - perspective of view, punkt widzenia


----------------------------------------------------------

prolog napisany, w ciągu kilku dni będą dodane następne rozdziały. kontakt na tt: @skylarshawnx